Przejdź do treści (Skrót: Ctrl+Shift+5)

Nagłówek artykułów

Poetycki Plac Zadań

Znikający punkt – wyniki

Wpis archiwalny

"Znikający punkt" – wyniki
Na ten konkurs przysłali Państwo tylko 10 wierszy, które oceniał p. Marek Wawrzkiewicz.

Oto opinia Jurora:

Po wnikliwej lekturze i zastanowieniu się proponuje przyznać nagrodę wierszowi „Aria koloraturowa..."

Jest to wiersz – kreacja fabularna, nienagannie sprawny warsztatowo, przewrotny i wyrafinowany, w którym realia codzienności harmonijnie łączą się z wyobraźnia rodem z fantastyki. Niby horror, a gruncie rzeczy groteska, smakowita i autoironiczna. Ta właśnie autoironia ratuje autora przed posądzeniem o obsesję prześladowczo – maniakalną. Jednym słowem poezja bardzo świadoma, zabawa w wiersz stająca się prawdziwym wierszem.

Oczywiście nie wierzę, że autor nazywa się Zachary Wicszpasz, a zupełnie inaczej. Jestem niemal pewien, że mieszka w Legionowie.

Wyróżniam wiersz Czesława Markiewicza. Dobry, sprawny warsztatowo, choć prawdopodobnie wymagający wyjaśniającego przypisu. A wiersz powinien obywać się bez przypisów.

Zachary Wicszpas
Aria koloraturowa: „I obserwują moje życie"
Wychodzę z domu i śledzą mnie. Zza firanek
mierzą do mnie snajperzy, widzę ich oddechy,
którymi poruszają firanki w oknach - o
tam, na pierwszym piętrze. O, albo tu, na drugim.
Śledzą mnie. I to nie jeden czy dwóch. Tych, co mnie
śledzą, jest wielu, najmniej kilkunastu, jeśli
nie kilkudziesięciu wręcz. I samochodami
za mną jeżdżą, i w mieszkaniu mnie obserwują,
i nasyłają świadków Jehowy lub jakichś
inkasentów i wszelkiego autoramentu
domokrążców, w tym też księży i kominiarzy -
a zarówno jedni, jak i drudzy to czarne
charaktery. Więc śledzą mnie. Wystarczy, że na
śmietnik wyjdę, a już jakiś ktoś za mną lezie,
tyle że dla niepoznaki z pieskiem. No i ci
snajperzy, nigdy nie wiadomo, kiedy zechcą
strzelać. A jak się sprawnie zmieniają, ten z pieskiem
skręca, a już zza rogu wychodzi następny
z teczką, z papierosem, z gazetą lub z butelką
i znowu podąża za mną, lecz nagle skręca,
a tu, nie wiadomo skąd, już następny jakiś
łysy się wyłania z łona zaułka, raptem
znika, lecz za zmiennika ma teraz kobietę,
zapewne lekkich obyczajów. A jak oni
udają, że się w ogóle nie znają. Sam bym
uwierzył w to, gdyby nie tajne, niewidoczne
niemal znaki dawane sobie za pomocą
rąk. Najgorzej jest w centrum Warszawy, tam łażą
za mną całymi chmarami. I obserwują
mnie, z tramwajów obserwują i z autobusów
obserwują, i z taksówek, a nawet z wystaw
rzekome manekiny jakoś dziwnie na mnie
łypią. I kiedy w samie wkładam do koszyka
chleb, żeby kupić, to też sklepowe te znaki
sobie dają. I kiedy włączam telewizor,
to też te znaki. I radio włączam, a chociaż
nie widzę, to słyszę te ich znaki, i z gazet
nawet te znaki, znaki, wszędzie tylko znaki,
że zasnąć już nie mogę, bo co zmrużę oczy,
to snajperzy dostają znaki, żeby strzelać!

Czesław Markiewicz
Fuentes zmienia mi skórę na 120. kilometrze. Lub na trzysta którejś stronie
mój nagi umysł przebija poranną mgłę bez rysy na spojlerach.
wypicowane po meksykańsku brewki słońca utknęły nad teresinem.
wloty pełne nadlatujących drzazg. z brunatnych ust audio car wylewa się
słonawe brzmienie zarekwirowanych skrzypiec. to nie jest okolica
w której uśmierca się boga. kocha się w nim kilkanaście nietutejszych
pielęgniarek. wstrzykują dzieciakom barbiturany żeby broń boże
nie zmartwychwstały z tym swoim przemądrzale żydowskim
grymasem na twarzy. gdyby były winne pojawiłby się przecież policjant.
na tej samej częstotliwości franz jellinek buduje mimowolne krematorium.
potem szuka zwęglonej zieleni w oczach tej małej z pragi której obiecał
miłość do końca życia. i słowa dotrzymał. tak jak boska miłość
kilkunastu pielęgniarek być może jest na szczęście nie odwzajemniona.
gdyby bóg miał jakiś wybór. bo franz mija mnie na 66. żywy jak
automatyczna skrzynia biegów.
no więc wyłaniam się
z gęstej mgły. wytuningowany przez starego dobrego mechanika carlosa
dopingowanego przez kompana jorge luisa. żebym czuwał przy tych wszystkich
zwłokach i zdjął nogę z gazu. może martwi odzyskają dawne twarze.
chciałbym spotkać kogoś żywego.
przysięgam:
gdybyś został ze mną. oblekł mnie pamięcią na przejściu dla pieszych
po tygodniu zmieniłbyś wiarę. albo przestał wierzyć w ten czteropasmowy
świat. że mgła opada zaraz po wschodzie słońca. to znaczy że bóg nas wszystkich
kocha. i co to znaczy że – – –
Magdalena Gałkowska

transfuzja

za chwilę miasto znieruchomieje
przetoczy mnie krawędziami ulic
przęsłami mostów na drugą stronę
w szklane rurki neonów i lampy
w podziemnych przejściach zapłoną
odbite w plamach rozlanej benzyny
światła utworzą tęczę na asfalcie
na skrzyżowaniach z ruchem okrężnym
pęknie aorta rzeki przy brzegach
zmienię bieg zatętnię w szczelinach
uderzę do głowy prądem w ciszy
zastygnie tylko kropla na palcu

Dominika Wojtalewicz
Punkt tożsamości
gonię oczami za znikającym punktem
zdejmuję twarz, by móc
go znów ścigać
różowy, okrągły punkt,
każdy kto go dotknął wie
kim jest
skąd przybywamy na Ziemię
i dokąd zmierzamy też wie
więc gonię wciąż oczami jak człowiek
chory psychicznie
i różowy szczerzy do mnie swoje
dwa białe zęby
Nie mogę!
idę spać na pustynię
podnoszę ręce do góry i koła świetlne
okrążają mnie jak na sznurku
Helikoptery szumią.
złapali mnie-zabawa skończona,
a punkt tam jest
Szarooka Czarodziejka Wodna daje mu pływać w owalu
swoich dłoni
jak gdyby nigdy nic.

Nowy temat
Paradygmat

z greckiego paradeigma – „wzór". Ale paradygmatem jest również teoria względności Einsteina i system słoneczny wg Kopernika....i wszystko to, co Państwu podpowie wyobraźnia...

Na wiersze z dopiskiem w temacie „Paradygmat" czekamy tylko do 16 sierpnia.
Jurorem będzie Zbigniew Milewski.

Serdecznie zapraszam