Temat na Maj„Bo czas nasz tak jest mało nasz – wiesz z siebie -Co lepiej! Świat albowiem będąc, jak się zdaje,Onego czasu panem, wyklucza mnie, Ciebie,I zda się nam, że dojrzeć swobodnie nie daje..."C.K.Norwid Na wiersze z dopiskiem „Norwid" czekamy do 30 maja. WYNIKI Na majowy konkurs przysłali Państwo 15 wierszy. Nie jest to dużo w porównaniu z innymi portalami poetyckimi, ale nasza strona jest z założenia kameralna i prowadzona w sposób „warsztatowy"; ma służyć pomocą piszącym, bez obaw o sekowanie na forum.Wszystkim Autorom serdecznie dziękuję za udział w konkursie. Majową nagrodę za wiersz „do czytania", bez efektów specjalnych, za nienachalne i dobrze osadzone we współczesności, wkomponowane w dzisiejszy niepokój (tym stanie się dzień, w którym mnie czytasz – sproszkowaną plamą?) nawiązanie do Norwida, otrzymuje Wojciech Roszkowski: „światłoczułość. projekt okładki". I za nieunikanie metafor, co jest tak modne obecnie. Gratulujemy. Chciałabym zwrócić uwagę na wiersze: Grzegorza Jędrka (List zza zamkniętych powiek) – norwidowski w nastroju i ucieszyły mnie rzadko przywoływane powidoki, które tu „uczą świata", klasycyzujący utwór Selima, wiersz Jadwigi Grabarz (trzymam kciuki za Panią – niech się uda wygrać), nietypowy w dorobku, bez neologizmów i innych trudnych wyrażeńi wyobrażeń utwór Czesława Markiewicza, wiersz Krzysztofa Ciemnołońskiego (tu znów typowy, gęsty i „ursynowski": „coście uczynili mieszkańcy ursynowa..." - aż się poczuwam do winy), Tomasza Smogóra i inne. Sami Państwo oceńcie i napiszcie o tym. Wojciech Roszkowskiświatłoczułość. projekt okładki podobno eskimosi znają nazwy kilkudziesięciu odcieni śniegu,więc jeśli umiesz znaleźć własną, powiedz, co można czućw przytułku przedwczesną jesienią, u pana bogaw piwnicy? czasem wystarczy trzasnąć drzwiamiw okno. i znowu mieć dwa przejścia. pasy. w południe pręgi na asfaltowym grzbiecie pieką,za chwilę ze spuchniętych chmur wycieknie atrament,ktoś suszy lniany obrus. przeszklony taraszacznie odbijać obrazy. w dagerotyp pióro zmieniam, pisał. znów pytasz o projekt. szachownicaz kwiatów cypriana kamila, prześlę wieczorem mejlem.na odwrocie kopce i kręcące młynki krety albinosy. a gdyby tak skosić, powiązać w snopy i zemleć:śnieg, piwniczny zapach, zapuchnięte chmury,także ciebie – oto jest kolor ziemiw urnie ze zbiorowego grobu w montmorency. tym stanie się dzień, w którym mnie czytasz – sproszkowaną plamą? Grzegorz JędrekList zza zamkniętych powiek Widzisz, na to wzgórze, gdzie wyrosła jabłońuciekłem od siebie. Jest tu bóg-przyjacieli mogę się z nim kłócić. Wiem, nie pójdzieszze mną przywitać się i patrzećw dół – na mleczną drogę. Nie wierzysz,bo przecież ja także nie wierzę. Jednak gdybyś kiedyś dojrzała do szczęścia,o którym wstyd wspominać – ech, to zapomnienie...Postaw krok za światłem, zbadaj tamtą ziemię,jest dobra i ciepła. Powidok uczy światachoć wie, jak nic o nim nie wie. Uciekaćtrzeba mądrze. Czas nie lubi zwalniać nawet w sztucznym niebie. SelimZmarszczki Za oknem deszcz, a wewnątrz Szymanowski z płytytrzeszczy. Trze igła czarny krążek winylowychrowków, zmarszczek; i Witold Rowicki zmartwychwstał,i znowu dyryguje, a czas, ten ksiądz srogi, co nas spowiada z życia, wzruszył się i płacze.Za oknem deszcz i niebo kaptur założyłoz sinych chmur upleciony; wiatr śmiertelnie straszydrzewa, że aż się trzęsą listeczki osiki, a ziemia śpiąca, stara i zmęczona, ziewaza oknem. Deszcz i nawet kawek nie ma. Niemaprzestrzeń tylko, kałuże i smutek zmokłegopsa pod podcieniem klonów czy jesionów drżący. Deszcz. A za oknem niebo jak zakonnik w sinymkapturze i ulewa łez, to człowiek płacze,ubolewa, bo bruździ mu śmierć i urąga,więc rozgrzesz nas, o srogi; nim się płyta skończy. Weronika StępkowskaStopklatka czas plonów i czas siewuczas ciszy i czas gniewuczas bólu, jakiego nie zna biologiaczas celów porzucanych co dniaczas, żeby zacząć marzyćczas, który bał się zdarzyćczas za daleko posuniętyczasu ostre zakrętyczas nad swoją mogiłączas, którego nie było Czym był?Stróżem niepokojących znaczeńCzyj był?Tych, którzy s k o ń c z y l i i n a c z e j Marek Lisińskigrymas rzeźbyrzeźby na stole grymas na nichco wyryć pragnął szofer dłutajaki miał przekaz dziś nikt nie wiezostały ślady rowki wcięcia anioł rybak no i świętywszyscy tak stoją mówią pozązakuci w myśli słowa gestykrzyczą rysami jak bliznami wzrok w ścianę okno sufitszukają siebie cienia ciepłaznajdują poklask wśród żyjącychchociaż autora dawno nie ma Jadwiga GrabarzSpełnienie pamiętaj, łąka zawsze ta sama, tylko my – inni -gubimy większe ślady. ostatnio coraz głębiejwnikają w grunty. zgadują życzenia. lubimy tak przypuszczać, odganiamy pszczoły.po oknach wieszamy firanki. stawiamy kwiaty,wazony i flaszki przed lustrem - zwłaszcza po, gdy nie wystarcza słów. podobno jesteśmy lepsi.jednak język się plącze, strzępki sznurkai gazet - tyle zostało z naszej paczki. brak adresu, wskazówek. nawet disneylandna cyferblacie na wyrost, jakiś nie swój.podchodzisz, pytasz czy mam ogień. a ja nie wiem. Janusz Solarzulotny wieszcza czar daje rozrzutnie słowoktóre zdaje się ciałemi wdaje się we znakina niebie i na ziemi ale ciało spoczniew zimnym piachuwypali się w spiżuzgnije w szkolnej ławiemiędzy prawdą a Bogiem czemu geniusz odjeżdżawierszem skłamawszyna zawsze teraz trzeba go szukać w literachodnajdywać odległe odbiciemnożyć krzywe zwierciadła przez zeragderać że przemiana materii to życie Krzysztof Ciemnołońskifortepian chopinaw stalowej konstrukcji drzemie obietnica uśpionemarzenie drobnych sprzedawców pietruszki i gwoździmiało być centrum handlowe powstał ledwie zarysrzucony jak śmieć w rozorany placyk ideał sięgnąłbruku coście uczynili mieszańcy ursynowa że kaczkiwodują w fundamentach a widma fortepianui cegły przychodni lekarskiej stopniowo pochłaniaziemia wystarczy zasadzić ławki i wolno puścić pnączaurban park przypomni ilustracje z katastroficznychksiążek gdzie ludzkość nagle przestaje istnieć a planetaodzyskuje swoje dawne wpływy w tej konwencji świetnieobroni się pierwsza miejska sypialnia pełna jak świtblada jak mit który poznają dopiero następne pokoleniaświętując dni przedostatnie w betonowych łonachzanim świat się zejdzie i zmiecie to wszystkogodnym głosem Piotr BalkusKamyki czasu Trzymamy w dłoniach kamyki czasui nigdy ich nie wypuścimy.Trzymamy je tak mocno, że już nie wiemy,czy one tam są. Kamyki czasustały się ciepłe jak dłonie,wsiąkły w naszą skórębezboleśnie. Gdy umrzemy,one umrą razem z nami.Gdy będziemy żyć wiecznie,one będą żyć też.I to jest piękne. Julia NawrockaStać mnie na więcej"Dojrzeć swobodnie" - to niepodobna,wewnętrzna sprzeczność ze stanemrzeczy (przy pierzu babki tłomacządziewczynom, że "nie nasz czas"wypełnia tkaninę). Kaleczysz, chłopczyku.Kogo "świat wyklucza", ten kluczypo poznaniu jak po księdze zgonów. Czesław MarkiewiczNie przeżywam nie umieraj za szybkorób to powolijakbyś trzymał w ręku stoper rób miejsce innymz wyrafinowaniembez obawyzdążysz domknij szafęwciągnij zapach naftalinyzamknij książkęodnieś filiżankę do kuchninikt nie zrobi tego za ciebieniech cię nie zwiedzie ciszatak brzmi czas odwróć głowęspójrzza tobą murkrew i zwyczajna farbanic nie ma więc umieraj powoliprzeżyjesz Justyna Charkiewiczpo czasie jesteśmytrzymamy się za kostkiprzeskakujemy nad kablamiśmieszy nasten cały prąd jesteśmyw szkoletylko z obowiązkuze strachułudzimy sięa żeby nie zapomniećskaczemy po ławkach jesteśmynieco dalejnogi urosłykostki są niżejjuż nie śmieszy nas prądchyba przestaliśmy słodzićgorzkie oddechy szczęściemchyba pospieszyły się nasze zegarkiza późno Tomasz SmogórTam W pierzei, gdzie stary Jakubumieścił z synem sklepik. Wąski jakporozumienie ze skejtem,wybijającym się ze skarpy. Twardo obstają przy swoim, nie przenieśliinteresu. Zgarbione postaciprzy nocnej lampie. Wpisane w tarczęze wskazówką w nieczasie;zegar z kukułką, co nie tańczyjak kukła w modernistycznym tańcu. Przytykasz oko, które przez szron widzii gaśnie. Tomasz Wacikowskinorvidion czas bywa czasem nieludzki poddany jedynie światuten nie zły dyktator zawładnął już nawet Piłsudskim bo czas rósł nieskończenie długo, może i dłużejmy wiecznie niedojrzali już wypuszczamy korzenie ponieważ my jesteśmy jabłkami Izaaka Newtonaspadniemy prędzej później przez czas nadgryzani spadniemy kiedyś wszyscy z góry na dół i nikt nie zginieostatni. chyba że ostatnim będzie sam Bóg który nie zapomni nam swoich grzechów - tych dla nas mnieji bardziej wartościowych spadniemy bez pośpiechu Wojciech Przybylskiwypłukuje we mnie korytarze, wejścia,zapasy, wyjścia. wolno wije gniazdo.zostanę, szumi. podobno przekroczyłemjuż stan. kaszlę odpadkami, przełykam kurz, piję zmącone obrazy. i tak nasiąkam,przeciekam. nie wołam, rdzewieję. jestemzdobyty, uległy, odłożony. czuję chłód igorączkę. zostaje to, co między tlenem a żelazem. tu czas na czas nie biega. więcnabijam list w butelkę. morze wypłynieoko w cyklonie. ktoś wychodzi na brzeg,nacina pierwsze słowo.uchyla podwórko. dziecko klepie piasek po plecach.no, stary, posuń się –teraz ja śpiewam.