Temat na Luty - MdłościKilka przydatnych informacji: Jean-Paul Charles Aymard Sartre (ur. 21 czerwca 1905 w Paryżu, zm. 15 kwietnia 1980 w Paryżu) – powieściopisarz, dramaturg, eseista i filozof francuski. Przedstawiciel nurtu filozoficznego –egzystencjalizmu.Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za rok 1964 (odmówił jej przyjęcia). Mdłości ( La Nausée , wyd.1938, w Polsce ukazała się dopiero w 1966 roku! ), powieść J. P. Sartre'a, której pisarz nadał formę dziennika prowadzonego przez intelektualistę Roquentina. Po przybyciu do Bouville, portowego miasta, bohater, który miał tu pracować nad biografią pewnego ambasadora, odkrywa, że ludzie, przedmioty, a nawet własne ciało i gesty rodzą w nim mdłości. Podczas oglądania korzenia kasztanowca w parku spada na niego olśnienie, uzmysławia sobie absurdalność życia społeczeństwa oraz życia samego w sobie: "Jesteśmy stosem istnień zaplątanych w sobie; nie mając najmniejszego powodu, ani jedni, ani drudzy, by być tutaj..." Podobne odczucia towarzyszą dawnej przyjaciółce Roquentina, Annie. Przygotowując się do opuszczenia Bouville, bohater zapomina na chwilę o mdłościach, będących reakcją na absurdalność świata, słuchając znajomej płyty. Rodzi się nadzieja, że być może, dzięki twórczości artystycznej, możliwe jest ocalenie sensu życia.Sartre zmusza czytelnika do uświadomienia sobie nieodpartej obecności i masywności rzeczy. Antoine Roquetin w kolejnych epizodach z przerażeniem zdaje sobie sprawę, że jego doświadczenie jest zaburzone (stojąc na plaży podnosi kamień, którego uporczywe, przygniatające istnienie przeraża go). Opisując mdłości Roquetina , towarzyszące różnym, z pozoru zwyczajnym sytuacjom, Sartre chce w nas wywołać odczucia, które określa jako doświadczenie uporczywej przypadkowości istnienia.Gdyby spróbować zdefiniować istnienie, zasadniczą rzeczą, jaką należałoby powiedzieć jest to, że jest ono przypadkiem. Nie ma bowiem nic, co owo istnienie mogłoby poprzedzać i co byłoby przyczyną istnienia. Doświadczamy niedorzeczności odkrywając, że bycie naszego durnego świata bynajmniej nie posiada jakiegokolwiek sensu. WYNIKI Tym razem Państwo nie zawiedli.Na konkurs przyszło wiele mądrych wierszy, a to goryczą podszytych, a to zdumieniem,że „zaczynam czuć niesmak /coraz bardziej zdając sobie sprawę z tego / jak niewiele z nas w nas, jak stoimy obok." – Witold Kiejrys. Pojawiały się wątki medyczne – psychiczne i fizyczne, jak studium strachu lub objawy niestrawności o różnym podłożu. Kilka razy próbowali Państwo zaatakować temat satyrą nieodmiennie związaną z fizjologią – cóż, ciągle namawiam, nie traktujcie Państwo tematu dosłownie. Niech to kluczowe słowo poprowadzi Was dalej, unieście się na nim jak na tratwie ze sterem, wsłuchując się w głosy, wpływającw tę dziwną dżunglę dookoła... Ad rem: dobre wiersze Jadwigi Grabarz, Wojciecha Przybylskiego, Witolda Kiejrysa. Równie ciekawe - Maćka Frońskiego i Mikołaja Ryja.Panią Lucynę Siemińską pozdrawiamy za „Jeża w żołądku", a pana Jakuba G. z Będzina – ot, tak sobie... Nagrodę pieniężną otrzymuje w tym miesiącu autor o nicku Potomek.Serdecznie gratulujemy. Potomek ściany nośne znowu suchy może tragiczny albo pojednanyze sobą. w ciszy obserwuję przelot myśliwcównad przeciekającym dachem Katedry św. Wita.okna migają od telewizorów. przez tozmieniają się twarze. czasami widzę bladeczasami czerwone. wszyscy mają pióropusze.dzwoni Teresa. mówi, że Londyn, że Benrzeczywiście jest Big. rozmowę przerywagłośny szum. jestem na przejściu granicznym,osiągam kolejny stan skupienia. limuzynymają na maskach krem słońca. pies włóczykijaunosi się razem z właścicielem. ciągnietego starego gawędziarza coraz wyżej.po drugiej stronie dźwig wykonujeleniwy obrót w stronę żelaznego szkieletu.jeszcze niedawno drozdy drapały tu częstospragnioną ziemię. teraz morusy próbująpuszczać kaczki w kałuży. podcięto im skrzydłana starcie - nie można chodzić po wodzie.przez moment próbuję ich obudzić, w myślachzrzucam w przepaść mosiężny zegar. Jadwiga Grabarz paździerze żeby tak połamać oddzielić od włóknazdrewniałe części panoram rysunki na szybachzaparowane kuchnie przemoknięte oknawiersze które powstają słowa których nie ma na pozór je połamać tak już próbowanopocąc się niczym kuchnia gdy zwijano belepodobno na płótna talens a wkładano ramomzaparowaną postać garnki i wesela powstał niemal jej portret poukładany w strofyprzez przemoknięte okna nie umiał już uciekaćczekał aż lada chwila pęknie otoczka wierszawyskoczę z czarnych liter i narysuję zegar powstał niemal jej portret na pozór go połamaćby koniec października stał się znowu wyroczniąpróbowano zbyt często taki to świat i zamiarposkładać panoramy i powstawiać je w okna Wojciech Przybylski do monsieur nic tak, Jean Paul.moje votum separatum leży na przedmieściach.dalej, lekko, o puch w prawo, jezioro – trzaskabiała pustka, rozbija to nic tylko spłoszony łabędź rozkłada bezradność i skrzydła, unosi. to nie jestniebo, to nie jesteś ty ani ja. ale kostka – i grao wszystko. słyszysz odcinanie od korzeni. Jean, na litość boską, komedię ludzką, przecieżwstaję, jem, głaszczę, podnoszę głos, jabłko ikrzyk; zwalniam na zakrętach, żeby dopłynąćdo siebie – przecież wychodzą w jednym egzemplarzutaki nakład za progiem leżyprawdarannajak kropla Maciek Froński Boję się Boję się, że się boję, a jeszcze się boję,Że się będę bał żywić swoje niepokoje,Bo jeśli się niechcący bał będę za mocno,To mogę je wystraszyć – pierzchną w ciemność nocną.Co wtedy? – już się boję. Co będzie z mym ego?Zostanie same, gołe – i boję się tego! Mikołów, 2 lutego 2010 roku